Niespodziewana wycieczka poza turystyczny szlak

Niedziela 7 grudnia 2014.
Tego dnia zalanowałem nieco odpoczynku, jak na niedzielę przystało! Przedpołudniowy relaks, nadrabianie zaległości w dzienniczku podróży itd.

Wczesnym popołudniem poczułem ochotę na spacer w kierunku przystani, a nieco później planowałem wynająć rower i objechać obie wyspy (Don Det i połączoną z nią mostkiem Don Khone). A tu czekała na mnie niespodzianka. Nad przystanią spotykam przewodnika Sai'a z kajakowego spływu wraz z białą dziewczyną w okularach. Zagadałem: dziwiłem się, dlaczego Sai nie prowadzi dziś kolejnej kajakowej grupy - okazało się, że dziś jest kolej jego kolegów a on teraz miał brać udział w treningu przewodnika na eksperymentalnej (pilotażowej) wycieczce na dotychczas nieodwiedzaną, zupełnie nieturystyczną wyspę z wioskami lokalnej ludności położoną na północ od Don Det - Don Loppadi. Problem był taki, że wcześniej umówione osoby, które miały jechać jako testowa grupa, zmieniły plany i przewodnik został bez grupy. A że miałem czas, zgodziłem się popłynąć z nimi jako jednosobowa grupa, zupełnie za darmo, jedynie w zamian za moją późniejszą opinię o wycieczce z punktu widzenia odwiedzającego (grupy). Super okazja :-) Mogłem się też nieco przydać ze swoim turystycznym doświadczeniem jako pilot i przewdnik.

Dziewczyna, o imieniu Maria, okazała się być Austriaczką pracującą dla pozarządowej szwajcarskiej organizacji promującej zrównoważoną turystykę i realizującą tutaj projekt polegający na wprowadzeniu "na loklany rynek" nowych "produktów turystycznych" czyli wycieczek na dotychczas nieodwiedzane a zamieszkałe wyspy w taki sposób, aby umożliwić także mieszkańcom innych wyspiarskich wiosek goszczenie małych grup turystów zainteresowanych lokalnym życiem i skorzystanie odrobinę ze strumienia pieniędzy, które do tej pory głównie zostają na 2 wyspach: Don Det i Don Khone. Czli chodzi o rozproszenie dotychczas bardzo skoncentrowanej (i niesprawiedliwej) dystrybucji kasy z turystów także na inne wyspy i społeczności lokalne.

Wycieczka miała rozpocząć się od zwiedzania lokalnej świątyni i poznania życia mnichów, a także życia religijnego mieszkańców wyspy. Następnie mogłem się przyjrzeć codziennemu życiu mieszkańców pobliskiej wioski. Jako pilotażowy uczestnik miałem okazję naczyć się wyplatać sieci (podstawowe zajęcie mężczyzn we wiosce, jak w całej tej wyspiarskiej krainie), poznać różne rodzaje sieci i sposobów łowienia ryb (okoliczne wody to właściwie jedne źródło świeżych ryb dla całego kraju), podejrzeć wyplatanie koszyków na lepki ryż (sticky rice), zarówno na własne potrzeby, ale głównie na sprzedaż, (podstawowe zajęcie kobiet), wyprażanie i skosztowanie chrupiących ryżowych andrutów (z ryżu, jajka i cukru palmowego), ryżu gotoanego w bambusie... Mogłem obejrzeć jak żyją i pracują dorośli, jak się bawią i także pracują dzieci. W drodze powrotnej miałem jeszcze okazję nauczyć się trudnej sztuki zarzucania sieci - dla ułatwienia z brzegu a nie z łódki, bo to zaawansowana szkoła. Faktycznie nei jest łatwo, jednak jakoś udało mi się zarzucić w miarę poprawnie za drugim razem. Nic jednak nie złapałem, ale byłem bardzo zadowolony z wycieczki. Po powrocie, odbyłem rozmowę z Marią i przewodnikiem: miałem opowiedzieć swoje wrażenia, co mi się podobało a co nie, ile byłbym skłonny zapłacić za tego rodzaju wycieczkę, zakładając, że część pieniędzy bezpośrednio zasili społecznść wioski. Fajny pomysł, byle tylko został zrobiony z głową...

Cóż, zatem zostaję na wyspach jeszcze jeden dzień, aby zrobić zaległą wycieczkę rowerową i dokończyć dzienniczek :-) We wtorek rano planuję opuścić wyspy, a także Laos, przekroczyć granicę Kambodży i dostać się do Siem Reap, czyli miejsca wypadowego na starożytny Angkor Wat, uznany za jeden z Siedmiu Cudów Świata. tylko te tłumy...

Zdjęcia (43)

Komentarze (0)