Geoblog.pl    jbloko    Podróże    Tajlandia - Laos - Kambodża 2014    Nieplanowane wesele :-)
Zwiń mapę
2014
25
lis

Nieplanowane wesele :-)

 
Laos
Laos, Luang Namtha
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10144 km
 
W podróż do Luang Namtha wyruszyliśmy wcześnie rano - najpierw trzeba było się dostać na dworzec autobusowy kilka km poza miastem. Jak sie okazało, w całym Laosie zmienili lokalizacje dworców autobusowych przenosząc je poza miasto (zwykle dwa: północy i południowy) tak, aby miejscowi taksówkarze i tuktukowcy mogli dodatkowo zarabiać na podróżujących.

Tak zaczął sie laotańsko-koreański etap mojej podróży - razem z poznaną poprzedniego wieczoru Koreanką Eunhye, która zmierzała w tym samym kierunku, zdecydowaliśmy na jakiś czas połączyć siły, a jednocześnie opowiadać sobie o własnych krajach. Co było dla mnie szczególnie cenne, Eunhye mogła mi także nieco opowiedzieć o Laosie, a także nauczyć nieco laotańskiego języka, gdyż przebywa i pracuje tu już od miesiąca, razem z kilkoma innymi Koreańczykami. Teraz wybrała się na krótkie wakacje połączone z rekonesansem turystycznym pod kątem przyszłych gości, których ma przyjmować ośrodek, w którym pracuje.

Podróż lokalnym autobusem wraz z lokalną ludnością mineła bardzo przyjemnie, wbrew temu, co gadała zrzędliwa właścicielka noclegowni w Huang Xai... Oczywiste było to, ze po prostu naganiała ona swoich gości na prywatny minibus, na którym dodatkowo zarabiała... Nie miałbym nic przeciwko zaprezentowaniu mi takiej propozycji, o ile nie jest ona tak napastliwa i bezczelna. Zatem w tym miejscu wystawiam właścicielce BAP guesthouse negatywna opinię.
W autobusie, oprócz nas, podróżowało jeszcze dwojej innych turystów, z którymi bliżej poznaliśmy się na postoju i potem na miejscu. Franziska z Bawarii oraz Enriko z Włoch. Też dopiero co się poznali i na jakiś czas postanowili podróżować razem, w tym dzielić koszty gdzie się da.

Do Luang Namtha dotarliśmy wczesnym popołudniem. Miasteczko bardzo miłe, oczywiscie najpierw trzeba było się dostać do "centrum" z dworca autobusowego, jedyne 10 km... czyli 4 zł od łebka songtaw'em (wielo osobowa taksówka - przerobiona furgonetka z ławkami na pace). Zanim udaliśmy się w kierunku hostelu, zajrzelismy do najbliższego biura turystyki aktywnej, organizującego wyprawy trekkingowe w dżunglę połączone ze zwiedzaniem i poznawaniem lokalnych mniejszosci etnicznych mieszkających w okolicznych górskich i leśnych wioskach.

Luang Namtha nie znajduje się na głównej trasie turstycznej Laosu - zdecydowana większość turystów przekraczając północną granicę kraju od razu wsiada na łódź i spływa Mekongiem prosto do Luang Prabang. Do wyboru 2 opcje: szybka i nieco nerwowa (speedboat, 8 h), albo powolna, relaksacyjna (slowboat, 2 dni, z noclegiem w tranzytowej wiosce). Część osób zachwala spływ Mekongiem, część mniej, zależy co się chce tu robić. Wybrałem mniej komercyjną i masową trasę. Odwiedzający Luang Namtha najczęściej przybywają z zamiarem odbycia kilku dniowego trekkingu przez "dżunglę", często połączoną z innymi aktywnościami typu kajaki, rowery górskie. Luang Namtha leży u wrót Parku Narodowego (obszaru chronionej przyrody) Nam Ha, obejmującego jeden z lepiej zachowanych obszarów lasu monsunowego w Laosie. Jednocześniej okoliczne tereny to przebogata mozaika kulturowa złożona z wielu wiosek różnych barwnych mniejszości etnicznych, plemion takich jak Khamu, Akha (Eko), Hmong, Yao (Ioumien) and Lanten.

We współpracy z sąsiednimi krajami oraz z pomocą Unii Europejskiej, UNESCO oraz Laotańskich władz ds. turystyki narodowej, na tym obszarze powstał zrównoważony ośrodek kulturowy i ekoturystyczny. W konsekwencji w mieście pojawiło się wielu organizatorów aktywnej ekoturystyki, niestety - jak się okazało - trochę drogiej. Oczywiście zależy dla kogo, gdyż te same 100 dolarów dla Polaka waży i oznacza nadal więcej niż dla Francuza, Niemca czy Holendra...
W każdym razie po dłuższej rozmowie z przedstawicielem biura o tym jak wygląda trekking,czego sie można spodziewać, a czego raczej nie (np. zwierzaków, co mnie zniechęciło...), nie zdecydowałem się od razu, ale dałem sobie czas do namysłu i ew. dalszego rozpytania. Nie pociągała mnie też szczególnie taka wyreżyserowana, podana na tacy "przygoda", jak i wkomponowane w trekking odwiedzanie czy nawet nocowanie w jednej z etnicznych wiosek, do której takie grupy zachodzą taśmowo i regularnie...

Po zakwaterowaniu w całkiem przyjemnym pensjonacie i wspólnym obiedzie, udaliśmy się we czwórkę na wycieczkę po mieście, m.in. do nieodległej świątyni na obrzeżu miasteczka. Gdy zeszliśmy z głównej drogi, usłyszeliśmy muzykę. Okazało się, że w jednym z domów, na podwóku, odbywało się wesele lokalnej pary młodej. Gdy chwilę zatrzymaliśmy się, żeby popatrzeć, natychmiast zostaliśmy zaproszeni do środka, uczyniono dla nas miejsca przy stole i po chwili zostaliśmy porwani do tańca... I zostaliśmy już tam baaardzo długo... Było to wspaniałe i autentyczne doświadczenie Laosu, jakiego by nam żadne biuro podróży nie zapewniło :-) Ot, lubię takie nieplanowane przygody :-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
jbloko
Jacek Buko Loko
zwiedził 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 26 wpisów26 7 komentarzy7 406 zdjęć406 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
11.11.2014 - 16.12.2014