Poniedziałek 15.XII.2014
Zwykle omijam stolice i inne duże miasta szerokim łukiem lub tylko jestem w nich przejazdem z braku innej drogi. Bo zwykle są najbardziej nieprzyjazne, najdroższe, często najbardziej niebezpieczne.
W Phnom Penh zostałem - jak się okazało - o jeden dzień za długo... cóż, nie sądzę, że zatęsknię za tym miastem, jak i całą Kambodżą. Co innego Laos czy Tajlandia.
Pozostało jedynie zdecydować, czy ewakuować się jeszcze tego samego dnia z tego kraju, czy zatrzymać się na chwile nieopodal granicy z Tajlandią na południowo-zachodnim skrawku, w niedużym miasteczku Koh Krong, które nie jest jeszcze zajechane przez tłumy turystów...
Gdy tu dotarłem rannym autobusem ok. 15, miałem jeszcze wystarczająco dużo czasu, żeby przedostać się do Tajlandii i odetchnąć. Jednak po dłuższym wahaniu zostałem, na jedną noc, na spokojnie...
Co dalej:
Jutro (wtorek) planuję przedostać się do miejscowości Trat w Tajlandii, a stamtąd przedostać się na wyspę Ko Chang i/lub ew. Ko Mak w poszukiwaniu taniej kwatery na nieco odpoczynku na koniec podróży. Jeśli się uda coś tam znaleźć, wówczas zostanę tam kilka dni i pozostanie mi prosta droga powrotna do Bangkoku, chyba że coś jeszcze mnie zainspiruje lub ktoś coś ciekawego zasugeruje do zobaczenia po drodze...