Wreszcie w miejscu które mnie zachwyca - głęboko na laotańskiej wsi... prawdziwy Laos jaki mi się podoba :-)
Jaskinia, cóż... może po tym co widziałem na Borneo mało co może mnie zakoczyć lub zadziwić w jaskiniach. Kong Lor jest wyjątkowa w tym, że przepływa przez nią rzeka i zwiedza się ją z łódki napędzanej silnikiem spalinowym. Wrażenie robi pędząca z dużą prędkością wąska chybotliwa łódka przez ciemne czeluście jaskini, rozświetlane jedynie czołowymi latarkami sterników. Podróż wydaje się niebezpieczna gdyż rzeka meandruje, co chwila widać wystające z wody skały, kamienie, płycizny i najmniejszy błąd sternika mógłby się skończyć przynajmiej wywrotką, a nawet poważnym wypadkiem. Jednak nasi sternicy to profesjonaliści - zapewne znali każdy metr i zakręt tej rzeki, pokonując ją kilka może kilkanaście razy w ciągu dnia... To co nieco przeszkadzało wczuć sie w klimat jaskini to hałas silników, który pewnie już dawno wystraszył i przepędził daleko naturalnych mieszkańców tj. nietoperze, pająki.. A szkoda.
Nie mam dobrej jakosci zdjęć bo do tego potrzebny dobry obiektyw (sprzęt). Zainteresowanych odsyłam do galerii zdjęć i obrazów w Google.
Czytałem o innej jaskini w Laosie, dopiero zdobywającej rozgłos, gdzie żyją pająki wielkości pięści, do 25 cm w rozstawie nóg... Jaskinia znajduje się tuż przy granicy Wietnamu, zdecydowanie nie po drodze tym razem. Może następnym, o ile do tego czasu nie zaczną tam hałasować i nie wystraszą wszystkiego co żywe..
Jaskinia warta zobaczenia, jednak nie nazwałbym jej perła czy najbardziej niesamowitą jaskinią tego regionu czy Południowo-wschodniej Azji, jak możemy przeczytać w przewodnikach...
Zdecydowanie podobała mi się wioska Kong Lor, w której zostałem aż dwie noce... super klimat, ludzie, krajobrazy, dzieciaki bawiące sie na dworze, np. tańczące ludowe tańce do rytmu muzyki... to była dla mnie perełka wieczoru :-)